środa, 12 września 2012

Archaiczna mądrość animizmu - artykuł w "Dzikim Życiu" 9/2012

Rzecz to, co prawda, nie o bushcrafcie (a przynajmniej nie wprost). Ale niemal dla każdego, kto bushcraftem się para, Dersu Uzała to postać ważna, nawet jeśli jest on tylko wytworem pisarskiej wyobraźni Władimira Arsenjewa, autora książek o tym syberyjskim myśliwym. Poniżej zamieszczam kilka fragmentów mojego tekstu na temat legendarnego Golda opublikowanego w najnowszym numerze "Dzikiego Życia" (9/2012), licząc, że - być może - kogoś z Was zainteresuje całość artykułu. Tak, czy inaczej - miłej lektury!


„Odkrycie – zauważa Jacek Kurczewski – że człowiek pierwotny może być dobry, a nawet lepszy niż człowiek cywilizowany, okazuje się głównym odkryciem podróżnika Arsenjewa”. Rosjanin przybywa do tajgi ze świata, w którym to, co dzikie, niepoddane wpływowi cywilizacji, jest gorsze, a nawet złe. „Kiedyś sądziłem, że dzikiego człowieka cechuje egoizm, uczucie humanitaryzmu zaś, miłości do człowieka i zainteresowania cudzymi sprawami właściwe są wyłącznie Europejczykom. Czy przypadkiem się nie pomyliłem?” – pyta samego siebie podróżnik. Wątpliwość prowokuje w nim zachowanie Dersu, który, gdy po nocy opuszczali jedną z wielu rozsianych po tajdze chatek myśliwskich, zostawia nieco rzeczy, by mógł z nich skorzystać ktoś inny. „Pamiętam do dziś, jak mną to wtedy wstrząsnęło. Zamyśliłem się… Gold troszczył się o nieznanego mu człowieka, którego nigdy nie zobaczy i który pewnie nigdy się nie dowie, kto przygotował mu drwa i prowiant. /…/ Okazuje się, że ten dzikus był znacznie bardziej ludzki niż ja. Troska o wędrowca!… Dlaczego u ludzi mieszkających w miastach to uczucie, to zainteresowanie cudzymi potrzebami umarło? A przecież kiedyś musiało być…”. To jest właśnie ten moment, w którym Arsenjew nie tylko zaczyna wątpić w to, że „dzicy” stoją moralnie niżej od Europejczyków. Dopuszcza również do siebie nieśmiało myśl, że cywilizacja może moralnie znieczulać, czynić ludzi mniej ludzkimi. Na tle poglądów epoki wątpliwość Arsenjewa niesie w sobie rewolucyjny ładunek. Niemal w tym samym czasie, w Afryce Rzesza Niemiecka zagładza Hererów, w Australii brutalnie pacyfikuje się Aborygenów, a w Ameryce Północnej przegania Indian na coraz mniej urodzajne ziemie, by wegetowali odarci z dumy i godności ich przodków. Wszystko to w imię moralnej wyższości białych.

[...]

Świat Dersu jest głęboko egalitarny. Ludzie, zwierzęta i rośliny są sobie równi. Człowiek nie jest wyróżniony. Jeśli jest tu jakaś hierarchia, to z pewnością ludzie nie stoją na jej czele. Gold nie traktuje tajgi jak swojej własności – czuje się współmieszkańcem, ale nie właścicielem. Bierze z niej tyle, ile potrzebuje. Nie zabija na darmo, a już z pewnością nie dla rozrywki. Ze zwierzętami czuje zresztą głębokie powinowactwo, ponieważ „gdy – pisze o podobnych Dersu przedstawicielach ludów pierwotnych James Serpell – żyje się bliżej natury, idea sztywnej granicy dzielącej zwierzę i człowieka musi wydawać się oczywistym nieporozumieniem”.

[...]

To, co dzisiaj nazywa się kryzysem ekologicznym, zaczęło się właśnie od tego, że stopniowo kultura Zachodu oduczała się myślenia o świecie jako o czymś świętym. Nasze teraźniejsze kłopoty zaczęły się wtedy, gdy Europejczycy w wysokich drzewach przestali dostrzegać axis mundi, a zaczęli jedynie budulec albo materiał opałowy. I skończą się one w momencie, gdy słuchając śpiewu nocnego ptaka usłyszymy w jego głosie pieśń, którą wybrzmiewa wszystko, co istnieje. W innym wypadku, nasze gadanie o „zrównoważonym rozwoju” będzie tylko odwlekaniem nieuchronnego końca.